Tribajl i moje pół tony
No właśnie jezioro Tribajl, chorwacka 40 hektarowa woda, niedaleko Crkwenicy w północnej części Chorwacji 150 km od Zagrzebia. Pracując jako kierowca autokaru i przyjeżdżając do tego pięknego kraju od 15 lat nie zdawałem sobie sprawy z tego, ze tak łowna wodę mam na wyciągnięcie ręki. Połączyłem pracę z przyjemnością i zupełnie w ciemno, bez możliwości zabukowania stanowiska pojechałem nad zbiornik. Może nie do końca w ciemno, bo dzięki uprzejmości kolegi Mateusza Sz., który miał już okazję wędkować nad tą wodą dostałem bardzo wyczerpujące informacje o charakterze wody, stanowiskach jak i pewnych niuansach, które wyjeżdżając miałem już w głowie poukładane, szczere podziękowania. Woda może nie do końca tak piękna jakbym sobie tego życzył, w połowie surowy beton i sporo kręcących się przygodnych turystów o tej porze roku, ale jak się później okazało zdecydowanie warta poznania.
22 stanowiska, usytułowane obok siebie w odległości 50-70 metrów, daje sporo miejsca nawet w podwójnej obsadzie. Jezioro wygląda jak typowy zbiornik retencyjny i ma swój osobliwy urok.
Głębokość waha się między 1.5 a 8-9m, aczkolwiek podobno są i głębsze miejsca, do których jednak trudno dorzucić łowiąc z rzutu.Łowisko funkcjonuje jako woda państwowa od 1990 roku ze sporą populacją karpi, z rekordem złapanym blisko 28kg, chociaż podobno pływa tam ryba 34 kilogramowa.
Po dotarciu i rozmowie z opiekunem wody, typuję swoje miejsce, Marinco, bo tak właśnie ma na imię opiekun, okazał sie niezwykle serdecznym człowiekiem, z chęcią dopełnił wiadomości moich dociekliwych pytań i upewniam się w przekonaniu,że wybór miejscówki będzie odpowiednia strategia moich możliwości. Do końca nie wiem na którym stanowisku łapałem, bo tak naprawdę brak typowych oznaczeń numerycznych{tylko mapka}, ale nie to jest najważniejsze. Pogoda piękna, góry dookola, wędki rozłozone, czego chcieć więcej… Po południu obóz gotowy i zestawy w wodzie,
formuła rzutowa z możliwością łapania na trzy wędki. To dla mnie kompletnie nowe doświadczenie. Do tej pory nie wyobrażałem sobie łowienia karpi bez pontonu, echosondy,łódki zanetowej, czy kamery. A jednak zakochałem się, rzucanie zestawami, sondowanie dna markerem, czy badanie dna na odległość ma naprawdę w sobie coś magicznego, odkrywczego, to zmaganie się z czymś czego nie można dotknąć, zobaczyć. Anglicy wiedzieli już dawno czym ta formuła łapania pachnie… Na zbiorniku trzy ekipy austrijackie i dwie chorwackie, oraz kilkoro przygodnych niedzielnych karpiarzy. To właśnie oni zaskakują mnie trzema pięknymi karpiami z przedziału 16-18kg w ciągu dnia, a u mnie od 15 godziny, bo tak zaczałem kompletna cisza.Łowisko wymierzone, wysondowane, opukane i dokładnie odmierzam spoda.
Głębokość 4.5m lekko wypłycające się do 4.2m, dno twarde żwirowe. Ok,łowisko gotowe, pozostaje tylko cierpliwie czekać… Późnym popołudniem pogoda gwałtownie pogarsza się, wieje potwornie silny wiatr, ale to był dopiero początek wieczorno nocnych przeżyć. Późnym wieczorem dociera do mnie burza, przepiękny widok schodzących piorunów między dwoma pasmami gór, pięknie ale bardzo średnio przyjemnie. Nieziemsko wieje, leje jak z cebra, stykają się dwie burze i naprawdę robi się nieciekawie. Pierwsze branie dostaję krótko po północy, dookola burza i chociaż przyznaje,że był to szczyt nieodpowiedzialności i brak rozsądku{nie polecam}, to nie dałem rady się opanować. To pierwsze wyczekane branie, doskakuje do kija, krótki hol i ryba spada z zestawu. Jestem przez te 20 sekund przemoczony do suchej nitki. Kolejne branie przed trzecią, już nie pada, ale wiatr przesuwa wręcz namiot.
Całe szczęście,że Marinco pozwolił mi rozbić się w otoczeniu małych drzew z tripodem nieco dalej i łapać pod sporym kątem, bo wiem na 100%, ze nie miałbym tej nocy domu nad głowa, nie mówiąc o sprzęcie, bo maty, wiadra, fotel fruwały w powietrzu.Łapię kolejne ryby tej nocy,
13.6kg
16kg|
i 15.4kg
Dopiero o 6 kładę się spać. Nie na długo, przed 8 kolejny odjazd i tak naprawdę do końca pierwszej doby mam 134kg. Jestem nieźle zmęczony brakiem snu i porywistym wiatrem, ale i podekscytowany, bo taki wynik zadowoliłby myślę każdego.
Kolejna doba przynosi piękną rybę 20.5kg i kilka kolejnych karpi.
i robi się z tego 230kg. Nie jestem pierwszy raz nad woda i jestem przekonany,że ten silny wiatr w dużym stopniu przyczynił się do intensywności brań, to było iście ekstremalne karpiowanie. Co z tego,że mam połamany namiot {całe szczęście,że go w nocy dodatkowo przywiązałem, austrijacy swój jeden stracili}, co z tego,że ręka i palec puchnie od nęcenia, ważne,że kapry współpracują. W nocy trochę więcej dają mi pospać, więc o poranku zmieniam taktykę, jestem sam w pojedynkę, więc sporo czasu na przemyślenia i decyduję się od samego rana nęcić co godzinę. Efekt prawie natychmiastowy, dwie mniejsze ryby i piękna osiemnastka ogląda mój aparat.|
Doławiam 16.1kg
i do konca wieczora trzy równo 17-sto kilowe kapry jeden za drugim.
Trzecia doba kończy sie wynikiem 294 kg, tego wyjazdu długo nie zapomnę . Wykrzesuję resztki sił i nadal ostro necę. Pierwszy raz nad nieznaną wodą, pierwszy raz w formule rzutowej, a tu taka niespodzianka. Postanawiam przypuścić atak na 500kg!!! Nęcenie przynosi efekt, ryby są przyzwyczajone do spomba, kilka razy branie następowało tuz po opadnięciu zanęty, wręcz oglądałem się na hangery, czy juz mają dośc… Nęciłem wszystkim,Chorwaci średnio mi się przyglądali widząc kukurydzę, konopie, orzechy, pelet, oni {przynajmniej Ci których poznałem} w większości nęcili samymi kulkami, ale jednak kiwali lekko głowami widząc branie za braniem.
Do tego wszystkiego pracowały tylko dwa kije.trzeci służył mi do testowania. Z prawej strony miałem ewidentnie trochę roślin na dnie i celowo nie wstawiałem go w główne łowisko, bo to mogłoby pogorszyć poczynania karpiszonów. Uważam,że jak jest dobrze i brania nie ustępują to nie warto komplikować sprawy. Moje zestawy to nieskomplikowane przypony na bazie
fluorocarbonu, rodem z filmów Fairbrassa, pojedyncza tonąca kulka w „panierce”
i chociaz byłem przygotowany na wszelki wypadek na wszelkie mozliwe fluo, to nie przyniosło mi to zwiększonego efektu. Myślę, ze te tematy bardziej sprawdzają się późną jesienią, być może przy spokojniejszej wodzie, kiedy woda jest bardziej przejrzysta. W efekcie trzeci kij przyniósł mi jedną rybę i jedną spinkę. Celowo pokazuję pewne szczegóły w tych wypocinach, nie mam tajemnic a uważam że warto pokazywać pewne metody i sposoby młodszym kolegom a prawdziwa rywalizacja ma miejsce i tak dopiero nad wodą, ramie w ramie, na podobnych warunkach wykorzystując sobie znane sposoby i techniki. Czwarta doba przynosi 14 karpi i 3 spinki. Wchodza czternastki, piętnastki, szesnastki. W południe jestem potwornie zmęczony, ten kto myśli,że w Chorwacji połapie karpie bez solidnego nęcenia jest w dużym błędzie. Jestem w o tyle gorszej sytuacji,że jestem sam więc całość obowiązków spada na mnie samego, ale ja tak lubię. Samotność nad wodą pozwala przenieść swoje przemyślenia i wnioski na dno zbiornika i jak widać przynosi to oczekiwany efekt. Zestawy zmieniam każdej doby, jest sporo żwiru na dnie i nawet ostrzenie haków nie dopełnia tematu. Ryby są piekielnie silne, mają niezwykle dużą płetwę ogonową i muszę przyznać,że przez te kilkanaście lat przygody z tym gatunkiem nie spotkałem tak walecznych karpi. Spinki nie są spowodowane błędami, tylko niestety sporo ryb ma uszkodzone pyski. Miałem okazje widzieć jak nieco mniej doświadczeni karpiarze, raczej niedzielni przeprowadzali bardziej siłowe hole, szkoda, bo tego przecież w takiej wodzie bez specjalnych zawad można spokojnie uniknąć. Po południu ostatniej doby zanim dociera do mnie mój kolega moją „big taksówką”
zostaję zaproszony na kolację, coś w stylu Pascala na Rainbow, baranina z ziemniakami z grila z ajwarem i przyprawami, no i oczywiście aperitif, kieliszek swojskiej rakiji. Niesamowite jacy Ci Chorwaci są
gościnni. Wspaniała atmosfera nad wodą, piękne waleczne karpie, upewniły mnie w przekonaniu, ze nie jest możliwe nie odwiedzić tej wody w przyszłości.
Cztery doby karpiowania przynosi 38 karpi i 9 spinek z wagą 492kg, jestem zmęczony ale szczęśliwy. Niestety trzeba się żegnać, ale moi nowi przyjaciele na długo pozostaną w mojej pamięci.
Chciałbym również podziękować moim kolegom Filipowi i
Zbyszkowi,Pawłowi,Sławkowi,Maciejowi oraz Dawidowi P. na których zawsze można liczyć zasypując ich pytaniami, bo rzutowe karpiowanie to zupełnie inna bajka niż klasyczna „wywózka”. Dzięki chłopaki, bo dzięki temu pozwoliło mi to uniknąć co najmniej kilku rozczarowań nad wodą. Do zobaczenia nad wodą
Przemek Nowak